Prosta rozmowa

 

Jak to się dzieje, że w jednej krótkiej wymianie zdać w pracy na temat tej pracy można zawrzeć aż tyle emocji. Pozytywnych, ale i czasem negatywnych. I głównie chodzi o te negatywne.

Zarządzanie nie jest proste. Zdarza się, że ktoś zostaje dyrektorem, bo tak wyszło, po prostu ścieżka kariery go wyniosła na to stanowisko po kolejnych stopniach drabiny, ale wcale nie zgadza się z jego zdolnościami zarządczymi, bo tych po prostu brak. Zdarza się też, bardzo często dzisiaj, że ktoś jest szefem, bo miał genialny pomysł na początku. Rozkręcił firmę w rok, wielki sukces, pieniądze itd, ale został też menadżerem dla, powiedzmy, trzydziestu osób. Oprócz wiedzy merytorycznej, pomysłowości, znajomości branży wymaga się od niego organizowania i kontaktu z ludźmi z poziomu zarządczego. Stał się szefem dla tych trzydziestu czy nawet pięćdziesięciu osób i po drodze nie miał kursu z zarządzania, bo nie było na to głowy ani czasu. I nic dziwnego. Trzeba było trenować nowe rozwiązania, siedzieć po nocach nad analizą błędów, spotkać się z tym i z tamtym. Tak, często to może być przypadek startupów.

Wciąż pokutuje przekonanie, że bycie szefem jest jakąś naturalną zdolnością, i się ją ma lub nie, ale jak się ma własną firmę to już na pewno ona występuję. A przecież każdy z nas nie raz widział, że tak po prostu nie jest. Zarządzanie nie jest po prostu takie łatwe. Owszem, są wyjątki, jak we wszystkim…

Zwykle zaczyna się od komunikacji i delegowania zadań. Gdy tu następują problemy, zaczyna się erozja organizacji i stopniowo próchnieje od środka. A ile czasu upływa na narzekaniu w podgrupach, ile energii wytraca się na teoretycznych rozważaniach.

A na samym początku jest prosta rozmowa. Bardzo łatwo zorientować się, gdy coś powiedziane jest sztucznym tonem, nienaturalnie podniesionym lub podenerwowanym głosem. Według mnie najbardziej, w sumie komiczne jest, gdy przybiera się surowy ton bez wyraźnego powodu, po prostu myśląc (chyba), że będąc szefem czy szefową tak się „powinno mówić”, aby ucinać dyskusję i „postraszyć” pracownika.

Dochodzi wtedy do sytuacji, że szef jest miły, gdy rozmawia o autach, podróżach czy ciuchach, ale wstępuje w niego Mr Hyde, gdy mówi o zadaniach do wykonania w pracy. Zdarzało mi się to widzieć na własne oczy i zawsze wtedy żałowałam, że nie kręcę filmu, który potem mogłabym pokazać tej osobie. Ale może wykazuję się naiwnością myśląc, że to by go powstrzymało od tego typu zachowania.

W ogóle nie jest łatwo być sobą, a co dopiero być sobą na kierowniczym stanowisku! Osobiście wierzę, że Ci, którzy są bliżej ze sobą samym są lepszymi szefami. A co to właściwie znaczy „lepszy szef”?

Po pierwsze: komunikuje. Robi spotkania z pracownikami, z których można się dowiedzieć, gdzie jesteśmy dziś i gdzie chcemy być w przyszłości, ale też słucha odpowiedzi, gdy o coś zapyta, a dobry szef pyta.

Po drugie: deleguje zadania, z góry mówiąc według jakich kryteriów będzie je rozliczał. Upewnia się, że został zrozumiany.

Po trzecie: zachowuje się naturalnie i jest pozytywnie nastawiony do świata i ludzi, a jeśli jest akurat na coś wkurzony wtedy znika na chwilę np. wychodzi na krótki spacer i zastanawia się, jak najszybciej wrócić do pozytywnego nastawienia i robi to.

Z takimi szefami proste wymiany zdań są po prostu krótkie i na temat, z nimi osiąga się więcej i żyje się łatwiej.

 

Katarzyna Ratajczyk maj 2017